Gdziekolwiek Jesteś, Bądź czyli krótko o pochwale niedziałania

„Nasz czas to nie droga, którą mamy podążać,
coś zewnętrznego w stosunku do nas.
My sami jesteśmy naszym czasem!
Nasza krew i dusza, oto nasz czas.
Wchodzimy w relację z czasem tak jak z nami samymi,
kochamy go i nienawidzimy tym samym uczuciem …
Potrzebne jest „tak” wypowiedziane dla naszego czasu”.

Romano Guardini, Listy znad jeziora Como

Ważne jest, by nie mylić niedziałania z nierobieniem niczego. Są to dwie zupełnie różne rzeczy. Tu chodzi o świadomość i intencję. W istocie, one są kluczem.

Z pozoru wydaje się, że istnieją dwa rodzaje niedziałania, jeden polegający na niewykonaniu żadnej zewnętrznej pracy, drugi na tym, co możemy nazwać aktywnością bez wysiłku. Ostatecznie okazuję się być tym samym. Liczy się wewnętrzne doświadczenie. To, co zwykle nazywamy medytacją, oznacza czas, w którym celowo zatrzymujemy wszelką zewnętrzną aktywność i pielęgnujemy spokój. Wszystko, co mamy wówczas do zrobienia, to być w pełni obecnym w każdej chwili. Nie robimy nic. Być może takie chwile niedziałania są największym darem, jaki możemy sobie ofiarować.

Thoreau często godzinami siedział w drzwiach i tylko obserwował, tylko słuchał, gdy słońce przechodziło po niebie, a światło i cienie zmieniały się niedostrzegalnie.

Bywało, że nie umiałem poświęcić rozkwitania obecnej chwili dla żadnej pracy, umysłowej czy fizycznej. Uwielbiam mieć szeroki margines w życiu. Czasami, w letni poranek, po zwykłej kąpieli, od świtu do południa siedziałem w zalanym słońcem drzwiach, przepełniony czcią, pośród sosen, orzechów i sumaków, w niczym nie zmąconej samotności i spokoju, gdy ptaki śpiewały wokół lub wyfruwały z cichego domu, dopóki słońce wpadające przez zachodnie okno albo hałas wozu jakiegoś podróżnego na odległym gościńcu nie przypominał mi o upływie czasu. Rosłem w tych chwilach jak zboże nocą i były one znacznie lepsze niż jakakolwiek praca rąk. Nie był to czas odjęty z mego życia, ale jakby dodatkowy, zupełnie poza tym, który został mi przydzielony. Zrozumiałem, co ludzie Wschodu rozumieją przez kontemplację i zaniechanie prac. Przeważnie nie zważałem na uciekające godziny. Dzień płynął, jakby przyświecał jakiejś pracy; był ranek, i oto już jest wieczór, a nic godnego uwagi nie zostało zrobione. Zamiast śpiewać jak ptaki, w milczeniu uśmiechałem się do mego ustawicznie dobrego losu. Jak wróbel ćwierkał na orzechu przed mymi drzwiami, tak ja chichotałem lub cichutko nuciłem, a on mógł słyszeć mnie w moim gnieździe. (Thoreau: Walden)

Ponieważ w naszej kulturze zachodniej tak wielkie znaczenie przywiązuje się do działania i postępu, trudno jest nam zrozumieć smak i czystą radość niedziałania. Nawet w wolnym czasie staramy się czymś zajmować i jesteśmy nieuważni. Radość niedziałania wynika z faktu, że nic innego nie musi się wydarzyć, aby ta chwila była pełna. Zawarta w tym mądrość i wypływający z niej spokój wynikają ze świadomości, że coś na pewno się wydarzy.

Gdy Thoreau mówi: „Był ranek, i oto już jest wieczór, a nic godnego uwagi nie zostało zrobione”, dla ludzi przedsiębiorczych, dążących do postępu, jest to niczym machanie czerwoną płachtą przed bykiem. Ale kto może zaręczyć, że to, czego Thoreau dokonał jednego ranka spędzonego w drzwiach, jest mniej znaczące czy też przynosi mniej dobra niż całe życie poświęcone interesom, przeżyte z niewielkim zrozumieniem dla spokoju i rozkwitania obecnej chwili?

Thoreau śpiewał pieśń, której trzeba słuchać z uwagą również i dzisiaj. On nadal wskazuje każdemu, kto chce słuchać, głębokie znaczenie kontemplacji i nieprzywiązania do żadnego rezultatu poza czystą radością bycia „znacznie lepszą niż jakakolwiek praca rąk”.

To zakrawa na paradoks. Jedynie wówczas możesz zrobić coś wartościowego, gdy Twój wysiłek wynika z niedziałania i gdy przestajesz troszczyć się o to, czy przyniesie on jakiś pożytek, czy nie. Inaczej bowiem egoizm i chciwość mogą się wkraść i wypaczyć Twój stosunek do pracy lub samą pracę, która stanie się wtedy w jakiś sposób powierzchowna, wykrzywiona, nieczysta i w końcu nie przyniesie pełnego zadowolenia, nawet jeśli będzie dobra. Wszyscy naukowcy znają ten stan umysłu i strzegą się przed nim, ponieważ hamuje proces twórczy i zakłóca zdolność do jasnego widzenia wzajemnych powiązań.

Niedziałanie może powstać zarówno podczas aktywności, jak w bezruchu. Wewnętrzny bezruch stapia się z zewnętrzną aktywnością do takiego stopnia, że działanie spełnia się samo. Aktywność bez wysiłku. Nic wymuszonego. Nie ma żadnego wysiłki woli, żadnego małostkowego „ja”, „mnie”, lub „moje”, które by sobie przypisywało rezultat, a jednak nic nie zostaje niedokończone. Niedziałanie jest kamieniem węgielnym każdego rodzaju aktywności.

Niedziałanie nie ma nic wspólnego z lenistwem czy z biernością. Wprost przeciwnie. Oddawanie się niedziałaniu w bezruchu i wśród aktywności wymaga wielkiej odwagi i energii. Nie jest też łatwo znaleźć specjalny czas na niedziałanie i wytrwać w obliczu wszystkiego, co musi być w życiu zrobione.

Ale ludzie, którzy czują, że zawsze muszą coś robić, nie powinni obawiać się niedziałania. Może okazać się, że dzięki praktykowaniu niedziałania „zrobili” jeszcze więcej i w dodatku lepiej. Niedziałanie oznacza po prostu, że pozwala się rzeczom być i rozwijać się po swojemu. Może to wymagać olbrzymiego wysiłku, ale jest to wysiłek pełen wdzięku i sprawności, wysiłek bez wysiłku, „działanie bez działającego”, doskonalone przez całe życie.

Aktywność bez wysiłku zdarza się czasami w tańcu i sporcie wyczynowym najwyższej klasy; wówczas wszystkim zapiera dech w piersiach. Ale zdarza się również w każdej dziedzinie ludzkiej aktywności, od malowania obrazów przez reperowanie samochodu do wychowywania dzieci. W pewnych sytuacjach lata praktyki i doświadczenia kumulują się, dając nam nową zdolność, która pozwala działać poza techniką, poza wysiłkiem, poza myśleniem. Wówczas działanie staje się czystym wyrazem sztuki, bycia, puszczenia wszelkich wysiłków – stopieniem umysłu i ciała w ruchu. Drżymy w oczekiwaniu wspaniałego dokonania, sportowego czy artystycznego, ponieważ pozwala nam ono uczestniczyć w magii prawdziwego mistrzostwa, doznać choćby na krótko uniesienia i być może odczuć pragnienie, by każdy z Nas, na swój własny sposób, mógł doświadczyć takich chwil łaski i harmonii w swoim własnym życiu.

Thoreau powiedział: „Dotrzeć do sedna dzisiejszego dnia, oto najwyższa ze sztuk”. Martha Graham, mówiąc o sztuce tańca, wyraziła to tak: „Cała istota zawiera się w tej jednej chwili w ruchu. Uczyń tę chwilę żywą i wartą doświadczenia. Nie pozwól, by minęła nie zauważona i nie wykorzystana”.

Żaden mistrz medytacji nie wyraziłby tego jaśniej. Możemy ćwiczyć się w tej pracy, wiedząc dobrze, że niedziałanie jest pracą całego życia; i pamiętając stale, że potrzeba działania jest w nas zwykle tak silna, iż oddawanie się niedziałaniu, jak na ironię, wymaga znacznego wysiłku.

Medytacja i praktyka niedziałania są tym samym. Nie praktykujemy, by rzeczy stały się doskonałe ani by robić coś w sposób doskonały. W istocie praktykujemy po to, aby zrozumieć (urzeczywistnić) fakt, że rzeczy już są doskonałe, właśnie takie, jakie są. Wiąże się to ściśle z pełnym doświadczaniem obecnej chwili, bez nakładania na nią czegokolwiek dodatkowego, z dostrzeganiem jej czystości i świeżej zdolności do zrodzenia kolejnej chwili. Wówczas, wiedząc co jest czym, widząc z wielką jasnością i uświadamiając sobie, że nie wiemy więcej, niż naprawdę wiemy, rozpoczynamy działanie, ruszamy z miejsca, zajmujemy stanowisko, podejmujemy ryzyko. Niektórzy porównują to ze strumieniem chwil przepływających gładko, swobodnie, jedna w drugą w łożysku uważności.

Opracowanie na podstawie: Jon Kabat-Zinn „Gdziekolwiek jesteś, bądź”, Marco Garzonio „Życie jest sztuką przyjaźni”.

 

Muzyka relaksacyjna