Pozwolić Sobie na słabość

„Jeśli walczysz z życiem – przegrasz. Jeśli jednak zdołasz się z nim zaprzyjaźnić – zrozumiesz, że nie może Cię ono zawieść.”

Życie jest rzeką, przepływem, procesem bez początku i końca. Donikąd nie zmierza, zawsze jest obecne. Nie zmienia miejsca, zawsze przemieszcza się z tutaj do tutaj. Jedynym czasem, jaki zna, jest – teraz, a jedynym miejscem – tutaj. Nie wysila się, by coś zdobywać, nie ma nic do zdobywania. Nie stara się niczego chronić, bo nie ma takiej potrzeby. Istnieje tylko życie, tylko i wyłącznie ono, cudowne i majestatyczne w swej samotności.

Możesz przeżyć życie na dwa sposoby: płynąc wraz z nim – wtedy także jesteś majestatyczny, masz wiele wdzięku, ponieważ nie ulegasz przemocy, konfliktom, wysiłkowi. Przydaje Ci to piękna właściwego dziecku, właściwego kwiatom, miękkiego, delikatnego, niezeszpeconego.

Drugi sposób to walka z życiem, ustanawianie własnych celów wbrew życiu; a każdy cel jest Twój własny, Twój osobisty. Starasz się odcisnąć na życiu znaki, tak by pokazać, że coś należy do Ciebie. Próbujesz ciągnąć życie za Sobą. Jesteś jego maleńką cząsteczką, niemal niezauważalną, tak znikomą, a próbujesz pociągnąć za Sobą cały wszechświat.

Oczywiście jesteś skazany na porażkę. Jesteś skazany na utratę swojego wdzięku, na stanie się stwardniałym. Walka czyni twardym. Nawet sama myśl o walce wywołuje w nas napięcie. Postanawiasz się sprzeciwić, a dokoła Ciebie natychmiast pojawia się skorupa okrywająca Cię jak kokon. Posiadanie określonego celu czyni Cię wyspą, nie jesteś już częścią rozległego kontynentu – życia. Oddzielony od życia jesteś jak drzewo oddzielone od ziemi. Może posiadasz jakieś resztki pożywienia, ale tak naprawdę – umierasz. Drzewo potrzebuje korzeni; drzewo musi rosnąć w ziemi, jako jedność z nią, jako jej cząstka.
Potrzebujesz związku z kontynentem życia, bycia jego częścią, bycia zakorzenionym. Gdy zapuścisz korzenie w życiu staniesz się miękki, bo nie będziesz się niczego obawiał. Lęk wywołuje stwardnienie. Lęk prowokuje myśli o poczuciu bezpieczeństwa, o chronieniu Siebie. A nic nie zabija tak jak lęk, bo w chwili, gdy się pojawia, stajesz się oddzielony od ziemi, wykorzeniony.

Wtedy zaczynasz żyć przeszłością – dlatego tak dużo o niej myślisz. To nie przypadek. Umysł często myśli albo o przeszłości, albo o przyszłości. Po co tyle myśleć o przeszłości? Przeszłość jest martwa. Nie odżyje, nie możesz do niej wrócić, ale ona może zniszczyć Twoją chwilę obecną. Dlaczego tak się dzieje? Dlatego że walczysz przeciwko pełni, przeciwko całości. Zwalczasz ją, prowadzisz wojnę z rzeką życia, jesteś wykorzeniony.
A na dodatek musisz przygotować się do walki; z tego powodu rozmyślasz o przyszłości. Przyszłość daje nadzieję, przeszłość dostarcza pożywienia, a pomiędzy nimi znajduje się wieczność, pełnia życia, którą przegapiasz. Zamiast żyć, Ty umierasz zawieszony pomiędzy swoją przeszłością i przyszłością.

„Nie myśl o jutrze. Spójrz na lilie; one kwitną teraz”. Wszystko, co jest, jest teraz. Wszystko, co żyje, żyje teraz. Czas teraźniejszy jest jedynym istniejącym czasem, jedyną wiecznością.

Jest inny sposób – tak naprawdę jedyny właściwy; bo ten poprzedni nie powinien się w ogóle liczyć; walka to nie sposób na życie. Ten inny sposób polega na płynięciu z nurtem życia, tak blisko niego, żeby nie odczuwać oddzielności, aby stopić się z nim, zanurzyć się w nim, stać się tym nurtem. Zaprzestając walki, stajesz się życiem. Zaprzestając stawiania oporu, stajesz się przestrzenią, nieskończonością. Taki stan poddania, zaufania nazywamy wiarą w życie. Poddawszy się, nagle robisz się miękki, bo nie ma powodu być twardym. Nie walczysz, bo nie ma wroga. Nie ma powodu niczego ochraniać, nie ma potrzeby bezpieczeństwa; już złączyłeś się z życiem.

Życie jest bezpieczne. Tylko ego ma poczucie braku bezpieczeństwa, potrzebuje ochrony, zabezpieczenia, zbroi wokół Siebie. Boi się, trzęsie się ze strachu – jak mogłoby żyć? Cierpisz katusze i boisz się. To nie jest życie. Tracisz całą przyjemność, czystą radość z bycia tutaj – bo to jest przecież czysta radość. Nie wynika ona z niczego innego jak tylko z faktu, że jesteś. Gdy już się otworzysz, płynąc z nurtem, będziesz czuć radość i to bez powodu. Po prostu pojmiesz, że być oznacza być szczęśliwym.

Być prawdziwym znaczy być szczęśliwym, po prostu „być”.

Jeśli czujesz się przygnębiony, to dowodzi, że straciłeś kontakt z Istnieniem, oderwałeś się od ziemi; oddzieliłeś się od rzeki, stałeś się bryłą lodu na wodzie. Walczysz, usiłujesz płynąć pod prąd – a ego chce płynąć pod prąd, bo wszelkie wyzwania przydają mu doskonałego samopoczucia. Ego zawsze szuka konfliktów. Jeśli nie możesz znaleźć Kogoś, z kim mógłbyś walczyć, czujesz się okropnie. Potrzebny jest Ktoś, z kim można walczyć. W walce czujesz się dobrze, czujesz, że jesteś. Ale to patologiczny, neurotyczny sposób na życie. Neuroza sprzeciwia się rzece. Walcząc, stajesz się twardy. Walcząc, otaczasz się ścianą. Twoje życie staje się martwe. Tracisz miękkość, jasność, wdzięk, delikatność. Nie ma w Tobie życia, jedynie wleczesz się z trudem.

„Poddaj się życiu. Pozwól życiu prowadzić Cię, nie próbuj prowadzić życia. Nie manipuluj i nie kontroluj życia, pozwól mu manipulować i zarządzać Tobą. Daj mu zawładnąć Sobą. Poddaj się, po prostu powiedz, że już nie będziesz się sprzeciwiał. Oddaj życiu całą władzę i bądź razem z nim”.

Trudno tego dokonać, bo ego mówi: „To po co ja tu jestem? Jeśli się poddasz, zniknę”. Jednak kiedy nie ma ego, po raz pierwszy pojawiasz się Ty. Po raz pierwszy nie jesteś ograniczony, jesteś bezkresny. Po raz pierwszy nie jesteś zamknięty w ciele; jesteś bezcielesny; przeogromny, wciąż się rozwijasz – bez początku i bez końca.

Ego nic o tym nie wie. Boi się. Mówi: „Cóż Ty wyprawiasz, chcesz zatracić Siebie? Będziesz nikim, zagubisz się”. Jeśli posłuchasz, ego doprowadzi Cię znów do ścieżki wiodącej ku byciu „Kimś”. Im bardziej stajesz się „Kimś”, tym bardziej życie w Tobie zanika.

Jeśli godzisz się na życie, pojawia się coraz więcej życia; jeśli pozwolisz Sobie na bycie żywym, pojawi się jeszcze więcej życia. Mogą przepływać chmury, jaśnieć gwiazdy i nic im nie przeszkadza.

Życie nie wierzy w siłę. Słabość ma swoje piękno, jest delikatna i miękka. Kiedy nadchodzi burza, wielkie i mocne drzewa przewracają się. Małe roślinki się po prostu ugną, a kiedy burza przeminie, znów będą uśmiechać się i kwitnąć. Burza po prostu je odświeża, zbiera z nich kurz, to wszystko. Stają się one żywsze, młodsze, świeższe, a burza jest dla nich niczym kąpiel. Stare, bardzo mocne drzewa upadły, bo stawiały opór. Nie ugięły się, były nastawione egoistycznie.

„Życie kocha słabych”. „Bądź słaby”. Słabość coś w sobie ma. Nie jest twarda. Bycie silnym wymaga twardości. Aby być twardym, trzeba iść pod prąd życia. Jeśli chcesz stać się silnym, będziesz zwalczać płynność. Nie ma innego sposobu na osiągnięcie siły. Chcesz być silny – idź pod prąd. Im bardziej rzeka Cię odpycha, tym mocniejszy się staniesz. Aby pozostać słabym, płyń z nurtem rzeki; dokądkolwiek zmierza, podążaj i Ty. Jeśli rzeka powie: „Przepłyń ze mną milę”, Ty przepłyń dwie. Jeśli rzeka zabierze Twój płaszcz, oddaj też koszulę.

Słabość ma w Sobie szczególne piękno. To piękno pełne jest wdzięku. To piękno ma w Sobie brak agresji. Ma ono w Sobie wiele łagodności, miłości i wybaczania, braku konfliktów.

Słabość – już samo to słowo brzmi jak potępienie. Ale czym jest słabość? Kwiat jest słaby. Kamień leżący obok kwiatu jest bardzo mocny. Wolałbyś być jak kamień, czy jak kwiat? Pamiętaj, kwiat jest bardzo słaby. Lekki wiaterek – i po kwiatku. Kwiat jest cudem, cudowny jest sposób, w jaki istnieje. Taki słaby, taki miękki. Kamienie wyglądają porządnie, istnieją, mają swoją arytmetykę życia. Ale kwiat? Nie ma żadnego wsparcia, a jednak istnieje; oto cud.

Jeśli usiłujesz być silnym, zdobywcą, wojownikiem – spędzisz życie pośród skał, nie kwiatów.

Pozostań miękki i słaby, nie staraj się być twardy i zaspawany, bo sprowadzasz na Siebie śmierć. Ona i tak któregoś dnia nadejdzie, ale nie to stanowi problem. To nie śmierci się obawiamy, nie ona jest przeszkodą. Rzecz w tym, byś nie stał się martwy za życia. Śmierć sama w Sobie jest bardzo miękka, nawet bardziej niż życie, jest delikatna. Możesz słyszeć odgłosy życia, ale nie usłyszysz śmierci. Kiedy nadchodzi, jest tak mięciutka, że nie wyczujesz kiedy się zbliża, ona nie jest problemem. Przeszkodą stanowi martwota, w której obecnie żyjesz. Ważne jest, aby nie umrzeć za życia.

Bądź jak dziecko i na zawsze zachowaj czystość i delikatność z dzieciństwa. Nie trać z nimi kontaktu, a ku swojemu zdumieniu, pewnego dnia odkryjesz, że to dziecko, którym byłeś pięćdziesiąt lat temu, nadal w Tobie żyje. Jeżeli uda Ci się nawiązać z nim kontakt, wtedy znów staniesz się dzieckiem. Kontakt nigdy nie zostanie przerwany, bo to część Twojego życia; zawsze jest dostępny. Kiedy stajesz się nastolatkiem, dziecko w Tobie nie umiera, kiedy stajesz się dorosły, nastolatek nie umiera. Tak się nie dzieje. Kolejne warstwy nakładają się na Siebie, ale wewnętrzny rdzeń pozostaje taki sam – dziecko, którym się urodziłeś, jest nadal w Tobie. Nagromadziło się wokół niego wiele powłok, ale kiedy przedostaniesz się przez nie – nagle dziecko rozprzestrzeni się w Tobie. To będzie ekstaza.
Człowiek rodzi się delikatny i słaby, a umierając jest twardy i sztywny. Rośliny, kiedy są żywe, zachowują miękkość i giętkość, po śmierci stają się kruche i wysuszone.

Życie uczy Cię na wiele sposobów. Życie wskazuje właściwą dla Ciebie ścieżkę. Toteż twardość i brak giętkości towarzyszą śmierci, miękkość i giętkość to oznaki życia.

Jeśli chcesz czuć się bardziej żywy, cudownie żywy, poszukuj towarzyszek życia: delikatności i miękkości. Wszystkie śmieci, które gromadzisz, czynią Cie twardym. Żyj w taki sposób, żebyś w każdej kolejnej chwili był wolny od chwili poprzedniej. Obecnie Twoja sytuacja wygląda tak: masz duży dom, wiele pokoi, a w każdym porozkładane puzzle. Cały dom jest pełen tych układanek; są na stołach, na krzesłach, na łóżkach, na podłogach – wszędzie dookoła puzzle, z których jeszcze żadnego nie udało Ci się złożyć w całość. Próbując ułożyć jedną z układanek, masz wrażenie, że jest za trudna, więc przechodzisz do następnej. Podstawowa układanka tkwi w Twojej głowie, a kilka z nich nosisz wszędzie ze sobą, do rozwiązania w wolnej chwili. Próbujesz układać ale bezskutecznie. Przechodzisz od jednego pokoju do drugiego, zataczasz koła. Wiele spraw w Twoim życiu nie zostało rozwiązanych, wokół Ciebie same łamigłówki…..Nie ciągnij spraw z przeszłości; Pozbywaj się ich systematycznie. Już nic nie możesz z nimi zrobić, nie noś żadnych starych elementów, bo one i tak nie przydadzą się do rozwiązania aktualnych problemów. Przeżyj chwilę obecną tak intensywnie, jak tylko potrafisz, a dotrze do Ciebie prawda, że ponieważ poświęciłeś jej swoją uwagę – sprawa sama się rozwiązała. Nie ma już nic do układania. Życie nie jest problemem do rozwiązania, lecz tajemnicą, którą należy przeżyć. Jeśli przeżywasz ją w pełni – ukazuje Ci się sama, a Ty dzięki temu stajesz się piękniejszy, wzbogacony, otoczony nie łamigłówkami, ale nowym skarbami wydobytymi z głębi Twojej istoty. Z tą świeżością, z tą pełnią i zaangażowaniem przechodzisz w kolejną chwilę, a ona także pozwala się przeżyć i ułożyć.

Dlaczego dzieci są mięciutkie? Bo niczego za sobą nie ciągną. Kiedy dziecko czuje złość, to czuje złość. Słyszy: „Nie złość się” i jeszcze bardziej wpada we wściekłość. Jest intensywniej wściekłe, ta intensywność jest właśnie czymś pięknym. Przyjrzyj się dziecku, kiedy naprawdę się złości; całe ciałko, takie mięciutkie, takie delikatne aż kipi od gniewu, krzyczy, jakby chciało rozwalić ten świat. Eksplozja energii … A za chwilę złość mija i dziecko się bawi. Popatrz teraz na jego twarz – nie do wiary, że jeszcze chwilkę temu malował się na niej taki wielki gniew. Teraz dziecko całe się uśmiecha. Takie piękne, takie szczęśliwe.

Oto sposób na życie. Przez chwilę bądź, ale bądź całą pełnią, tak by niczego nie zostawiać dla przyszłej chwili. Dziecko przeżywa moment gniewu, potem idzie dalej. Jeżeli świat zgodzi się na przyjęcie lepszych metod edukacji, nie będziemy uczyć dziecka, że ma się nie złościć. Będziemy uczyć, że wolno mu się złościć, ale niech robi to całym Sobą. Złość sama w sobie nie jest groźna. Niebezpieczne jest gromadzenie jej. Człowiek, który potrafi się złościć, potrafi być w pełni szczęśliwy, potrafi kochać. Dzięki tym doznaniom uczysz się, jak być w pełni Sobą.

Nie jesteś całym Sobą, jeśli nie umiesz zezłościć się „całkowicie”. Przeżywasz jedynie fragmenty chwil, pozostałe części wiszą w Twojej głowie. Twoje usta się uśmiechają, ale są „zatrute”; złość nie odeszła, przeszłość wciąż tu jest, nie masz w Sobie miejsca na to, by przeżyć chwilę obecną całą swoją pełnią. Przeszłość kładzie się na Tobie cieniem. I to się powtarza. Czujesz się zagubiony. Życie to jeden wielki kac. Toteż nie możesz niczego przeżyć, nie możesz kochać, nie możesz medytować.

Ludzie często pytają się: „dlaczego, kiedy zaczynamy medytację, nagle pojawiają się nam w głowach tysiące pytań? Na co dzień ich nie ma, ale gdy chcemy medytować, natychmiast się pojawiają”. Czemu się tak dzieje? Niedokończone zdarzenia – medytując, nie jesteś zajęty, więc wskakują na Ciebie. Wołają: „Masz chwilę czasu, rozwiąż nas wreszcie, dopełnij nas, wypełnij. Nic teraz nie robisz – medytacja to nic – nierobienie, po prostu siedzenie. Zrób coś. Jest w Tobie złość, często dotyczy przeszłości, wypuść ją. Jest w Tobie miłość, daj się jej wypełnić. Jest w Tobie pragnienie, spełnij je”.

Kiedy jesteś czymś zajęty, wszystkie niedokończone sprawy również Cię otaczają, ale Ty nigdy nie zwracasz na nie uwagi. Dopiero gdy zatrzymujesz się, usiłują przyciągnąć Twoją uwagę: „Jesteśmy niedokończone”. To duchy z Twojej przeszłości……

Przeżywać każdy moment w pełni, bezpiecznie i żyć uważnie, tak by nie ciągnąć za sobą przeszłości to może być trudne jeśli nie dano nam bezpieczeństwa, uwagi, świadomości w domu.

Kilka dni temu czytałem wiersz. Jedna z linijek zapadła mi głęboko w pamięć. Brzmi ona: „Wiersz ma być, a nie znaczyć”. Zachwyciło mnie to. Życie nie powinno znaczyć, życie powinno być. Cel sam w sobie, radość, tu i teraz. Wtedy zachowasz miękkość. Próbując być do czegoś przydatnym, stwardniejesz. Próbując o coś walczyć, stwardniejesz. Poddaj się. Bądź miękki i czuły. I pozwól, by nurt życia zabrał Cię tam, dokąd płynie. Niech cel wszystkiego, co istnieje, będzie także Twoim celem. Bądź po prostu cząsteczką, a doświadczysz nieskończonego piękna i czaru.

Poczuj to o czym piszę. Pozwól, by to było blisko Ciebie. Życie nie powinno znaczyć, życie powinno być. I wtedy nagle stajesz się czuły. Cała twardość odchodzi, roztapia się, znika. Odnalazłeś w Sobie dziecko, znów nim się stałeś, te przejrzyste oczy dzieciństwa znów widzą. Patrzysz, a zieleń dokoła jest zupełnie inna. Ptasie piosenki są całkiem inne. Pełnia nabiera innego rodzaju ważności. Nie ma znaczenia, nabiera ważności. Znaczenie byłoby czymś, czego można użyć, ważność wiąże się z przyjemnością.

Rozsmakuj się w tym, a pozostaniesz miękki. Płyń z nurtem rzeki. Stań się rzeką…

Opracowanie na podstawie: Osho „Bliskość” Zaufaj Sobie i Innym.