Spotkanie z bezsilnością

Dla wielu ludzi jest to jedna z najtrudniejszych spraw w ich życiu – przeżywanie bezsilności, bezradności. Oznacza bowiem przeżycie szczególnego momentu poddania się i uznania, że istnieje coś, co jest od nich silniejsze. Konieczne też staje się zaakceptowanie faktów, których nie można zmienić.


Tymczasem poddawanie się w obliczu negatywnych wydarzeń jest powszechnie uważane za dowód słabości i świadectwo klęski osobistej. Dlatego właśnie ludzie często przed tym się bronią. Nie akceptują faktów, które potwierdzają ich przegraną, nie dopuszczają do siebie myśli, że są słabsi i że wszystko już stracone.

Ten upór w negowaniu wymowy niekorzystnych faktów i obrona przed uznaniem własnej słabości nieraz towarzyszyły aktom niezwykłego męstwa i heroizmu. Były źródłem wytrwałości, która czasem w prawie beznadziejnych okolicznościach przynosiła sukces i w końcu odwracała bieg niekorzystnych wydarzeń.

Więc poddawać się krzywdzącym faktom czy nie poddawać?

Spotykamy się tutaj z jednym z podstawowych ludzkich dylematów i stajemy w obliczu konieczności znalezienia rozwiązania paradoksu bezsilności. Szczególnie wyraziście i trafnie jest to określone w Modlitwie o Pogodę Ducha – Reinholda Niebuhra:

„Boże użycz mi Pogody Ducha,
Bym godził się z tym, czego zmienić nie mogę,
Odwagi,
Bym zmieniał to, co mogę zmienić,
Mądrości,
Bym umiał odróżnić pierwsze od drugiego”.

Wielu ludzi nie potrafiąc uznać konkretnego faktu, który się wydarzył, i własnej bezsilności wobec niego, wplątuje się w beznadziejne i wyczerpujące siły zmagania z realiami minionych lat. Nie mogą cofnąć czasu, nie chcą jednak pogodzić się z jego przemijaniem. I tak stają się więźniami przeszłości.

Ważnym elementem tej pułapki jest przekonanie, iż poddając się w jakiejś konkretnej sprawie okolicznościom, których nie można zmienić, przegrywa się absolutnie wszystko – nic już człowiekowi nie zostaje. Tymczasem, w wielu sytuacjach i sprawach, uznanie własnej bezsilności może otworzyć nowe źródło mocy osobistej. Dotyczy to przede wszystkim uznania faktów, które się dokonały, za fakty dokonane, pomimo iż były dla nas bardzo niekorzystne.

Oczywiście, uznanie za fakt tego, co się faktycznie wydarzyło, nie musi oznaczać godzenia się na wszystkie możliwe konsekwencje. W szczególności nie musi oznaczać rezygnacji z przeciwdziałania tym konsekwencjom, które jeszcze nie wystąpiły i na które można mieć pewien wpływ.

Odmowa uznania już istniejących realnie faktów bardzo często prowadzi ludzi do zrywania lub rozluźniania kontaktów z rzeczywistością. Powstają wtedy warunki sprzyjające irracjonalnemu myśleniu, a w szczególności temu, co nazywa się „myśleniem magicznym”. Z jego pomocą można uzyskiwać iluzoryczne poczucie panowania nad czasem i sytuacjami, doznawać poczucia mocy i żywić nadzieje na osiągnięcie rzeczy nieosiągalnych.

Często uważamy, że myślenie magiczne jest już reliktem minionych etapów rozwoju ludzkości i występuje jedynie u ludów prymitywnych. W rzeczywistości każdy z nas jest zdolny do posługiwania się tą formą myślenia i często robimy z niej użytek w życiu codziennym. I właśnie sytuacje, w których doznajemy poczucia bezradności wobec nie sprzyjających okoliczności, tworzą szczególną pokusę do myślenia magicznego. Na ogół jednak nie staje się ono dominującą formą myślenia o świecie oraz własnym życiu, potrafimy więc uzyskiwać minimum trafnej orientacji w otoczeniu.

W przypadku osób pragnących uwolnić się od wpływu utrwalonego zapisu krzywdy, podstawowym faktem, wobec którego muszą uznać swą bezsilność, jest samo doznanie krzywdy. Pogodzić się z nim, to uznać, że nie da się już cofnąć czasu i zmienić tego, co się wtedy wydarzyło.

Często ludzie nie doceniają głębszego sensu tego zadania. Mówią: „To przecież oczywiste, wiem, że to się stało, pamiętam to przecież tak wyraźnie, muszę się z tym pogodzić, nie mam innego wyjścia” itd. Ale gdy pytałem: „Czy jesteś przekonany, że naprawdę w głębi duszy, niezależnie od tego, co Ci mówi rozum, pogodziłeś się z tym, co się stało?”, częsta odpowiedź, po chwili namysłu brzmiała: „Nie, niestety, nie mogę się z tym pogodzić, to jest zupełnie irracjonalne, ale gdzieś głęboko we mnie tkwi nadzieja, że może to nie wydarzyło się naprawdę …”.

Uznanie swej bezsilności w obliczu wystąpienia konkretnych wydarzeń można porównać do sytuacji człowieka stojącego przed pustą ścianą w pokoju i starającego się z niego wyjść w tym miejscu, w którym stoi. Może kiedyś były tu drzwi zapasowe, ale już dawno zostały zamurowane. Człowiek ten nie może wypchnąć dziury w murze, ale nie umie się z tym pogodzić i skupia całą uwagę wokół tego miejsca w ścianie, przed którym stoi. Tak długo, jak długo broni się przed uznaniem swojej bezsilności wobec zadania przekroczenia ściany w tym właśnie miejscu, nie może się od niej oddalić i poszukać wyjścia w innej części pokoju.

Uznanie własnej bezsilności wobec tego, czego zmienić nie można, jest trudną sztuką i jej ćwiczenie stanowi jedno z trudniejszych zadań na drodze do uwolnienia się od śladów nie wybaczonej krzywdy. Trudną sztuką jest zrozumienie, czego naprawdę nie można już zmienić. Na ogół zresztą okazuje się, że fakt dawnej krzywdy nie jest jedynym, z którym skrzywdzony człowiek nie umie sobie poradzić. Fakt ten stanowi natomiast kamień węgielny całego gmachu odmowy uznawania różnorodnych realiów życiowych, które wystąpiły w różnych okresach życia tego człowieka. Wśród wielu różnych spraw, które istnieją, lecz których nie można zaakceptować, jest między innymi on sam.

Niezdolność do przyjęcia realiów własnej osoby jest jednym z ważnych źródeł poczucia słabości i braku zaufania do siebie. Akceptacja faktów z przeszłości może ułatwić zaakceptowanie teraźniejszości i samego siebie. Dlatego, choć może się to wydawać paradoksalne, pozwolenie sobie na uznanie swej bezsilności w obliczu faktów związanych z minioną krzywdą, nawet jeśli były one tak bardzo przykre, może być pomocne w odzyskaniu siły i zaufania.

Trzeba jednak bardzo uważnie odróżniać fakty od rozmaitych produktów własnego umysłu lub cudzych sugestii, które wokół faktów budowały negatywne oceny naszej osoby, czarne prognozy dotyczące naszej przyszłości czy destruktywną wizję całego naszego życia.
Faktów minionych nic nie może już zmienić. Mogę pogodzić się z tym, że przed wielu laty ktoś mnie skrzywdził, ale nie powinienem zaakceptować przekonania, iż jestem człowiekiem, którego można krzywdzić.

Mogę uznać swoją bezsilność wobec faktu, że zostałem zdradzony przez ukochaną osobę, ale nie powinienem uwierzyć w przepowiednię mówiącą, że nie wolno mi już nikogo pokochać, bo zdrada znowu się powtórzy.

Mogę poddać się nieodwracalności faktu śmierci ojca, od którego nie doczekałem się wyrazów miłości i uznania, ale nie powinienem nadal dręczyć się myślami, w których obwiniam się za to, że nie spełniałem jego oczekiwań i nie jestem tak doskonały, by zasłużyć sobie na jego miłość.

Takiej właśnie mądrości, pomocnej w odróżnianiu nagich choć bolesnych faktów z przeszłości od wytworów naszej wyobraźni i cudzych sądów na temat naszego życia, musimy poszukiwać na drodze do uwolnienia z pułapki nie wybaczonej krzywdy.

Potrzebna nam jest także w codziennym życiu: gdy napotykać będziemy realne przeszkody i ograniczenia. Minione doświadczenia z bezsilnością wobec krzywdy zwiększają gotowość do przeżywania kontaktu z rzeczywistymi barierami życiowymi w sposób pełne napięcia i obaw.

Dla różnych osób może to oznaczać różne trudności. Czasem będzie to przedwczesne wycofywanie się obliczu trudnych zadań z powodu niewiary we własne siły. Kiedy indziej będzie to przyczyna uporczywego i wyczerpującego zmagania się z przeszkodami ponad siły i możliwości, ponieważ pogodzenie się z tym, że nie wszystko można zmienić, jest dla kogoś potwornie zagrażające, gdyż przypomina coś, co wydarzyło się przed laty.

Uwalnianie się z pułapki nie wybaczonej krzywdy pomaga w bardziej spokojnym i zrównoważonym spotykaniu się nieuniknionymi trudami życia.

Opracowanie własne na podstawie: Jerzy Mellibruda „Pułapka nie wybaczonej krzywdy”.