Kto ma choćby jedną osobę, którą może prawdziwie poruszyć, nie odczuwając wstydu i zażenowania, nigdy nie będzie umierać z samotności. Jedna osoba. Nie pięćdziesiąt, nie sto, nie tysiąc. Nie ma znaczenia, kim jest ta osoba: kobieta dla kobiety, mężczyzna dla kobiety, kobieta dla mężczyzny itd. Ma to być ktoś, do kogo można pójść i być z nim szczerym aż do bólu. Ktoś, kto wysłucha, przed kim nie trzeba się ukrywać, do kogo można powiedzieć: „tak czuję”, a on odpowie: „dobrze, w porządku”. „Taki jestem”. „Jesteś OK.”
Czy macie taką osobę, jedną taką osobę, warto odpowiedzieć sobie szczerze na to pytanie.
Wielu ludzi nie zna prawdziwej bliskości.
Jakie są przyczyny?
„Nie boję się bliskości. Boję się, że ktoś mnie zrani.
Kiedy jestem z kimś, bardzo szybko mnie to nudzi.
Kiedy tylko się lepiej poznamy, znika urok nowości, a wraz nim całe podniecenia.
Ludzie nie pragną bliskości. Chcą tylko seksu.
Boję się zdradzić innym, kim jestem naprawdę. Gdyby wiedzieli, byliby przerażeni.
Nie wierzę w bliskość. Nie sądzę, by była możliwa.
Ludzie za bardzo się od siebie różnią.
Bliskość sprawia, że czuję się niepewny i zazdrosny.
Im głębsze są moje uczucia wobec kogoś, tym większa niepewność i zazdrość.
Dlatego wolę niezobowiązujące układy, wtedy wiem, że nie zostanę zraniony.
To zabawne, ale wygląda na to, że tylko z bliskimi osobami walczę i tylko bliskie osoby ranię.
Za każdym razem, gdy buduję bliski związek, czuję się oszukany. Wiem, że powinno być coś więcej i dlatego ciągle szukam, niszcząc wszystko dookoła.
Nasze potrzeby są ogromne i nie są takie same.
Zaspakajanie cudzych potrzeb komplikuje moje życie. Mam dosyć własnych problemów”.
To ludzkie i bardzo uczciwe odpowiedzi.
Niewątpliwie bliskość wiąże się z ryzykiem. Niewątpliwie bliscy ludzie nas ranią. Niewątpliwie bliskie relacje są najbardziej wymagające. Niewątpliwie wymagają od nas zmian, wyzwalają najgłębsze uczucia. Niekiedy sprawiają, że czujemy się nieszczęśliwie. Jednak, jedyną alternatywną możliwością dla bliskości są rozpacz i samotność.
Niezobowiązujące związki, które zaczynają się od wielkiego uczucia i czułości, rozpadają się po trzech miesiącach. Kiedy się robi trochę trudno albo nieprzyjemnie, nie wytrzymujemy i odchodzimy. Zatem kiedy zdarzy się nam kłótnia, jeżeli się ze sobą nie zgadzamy, mówimy „do diabła z Tobą. Nie potrzebuję kłopotów. Po co mam cokolwiek rozwiązywać? Łatwiej będzie znaleźć kogoś innego”.
Słyszymy, że bliskość to przestarzały koncept, a nie wierzymy, że bliskość jest absolutnie niezbędna.
Jest wiele poziomów bliskości.
Na przykład idziecie ulicą i mówicie: „Cześć, Karina, co słychać?” A Karina odpowiada: „w porządku” (wprawdzie umiera na ciężką chorobę, ale mówi, że jest w porządku). To automatyczne i prawdopodobnie i tak nic nas nie obchodzi, co u niej słychać.
„Jak się masz Jacku?”. „Strasznie dokucza mi reumatyzm” – nie, nie, nie chcemy o tym słuchać.
Po co więc pytamy? Czy nie byłoby cudownie powiedzieć: „Cześć Karina”, popatrzeć jej w oczy i okazać, ze nam na niej zależy? Nie warto pytać, jeżeli odpowiedź nas nie interesuje. A jeżeli tak, jeżeli ona zechce mówić, to usiądźmy i słuchajmy.
Kolejny poziom bliskości, dość dziwny, to „paplanina” na przyjęciach. To naprawdę niesamowity materiał. Poruszamy wszystkie bezpieczne tematy, które nie mają żadnego znaczenia. Czy zdarzyło Wam się kiedyś na jakimś przyjęciu powiedzieć: „zejdźmy do poziomu trzewi. Porozmawiajmy o religii, miłości, relacjach czy Bóg umarł?”. Nikt by Was drugi raz nie zaprosił.
Następny poziom nazywa się gierkami. To również dziwny sposób spędzania czasu. Pogrywamy sobie z bliskością, żeby osiągnąć to, na czym nam zależy. Na przykład mąż nie zwraca wystarczająco dużo uwagi na żonę. Przychodzi do domu i pyta: „Co się dzieje, Skarbie?”. Pada odpowiedź: „Nic takiego”. On na to: „Przecież widzę, że coś się dzieje”. Ona: „Nic” i tak dalej toczy się gra „w kotka i myszkę”.
Najwyższym poziomem interakcji i relacji jest prawdziwa bliskość. Na tym poziomie dajemy i bierzemy bez wykorzystywania. „Nie chcę Cię wykorzystywać, chcę Cię kochać. Chcę Cię doświadczać, poznawać, wąchać, dotykać. Chcę z Tobą wzrastać. Chcę z Tobą tańczyć i płakać, chcę Cię pieścić”. To pochłania całą naszą energię.
Dążenie do bliskości jest ryzykowne i może okazać się bolesne. Jednak tylko w bliskim związku możemy zobaczyć siebie i wzrastać. Miłość jest jak lustro. Kiedy kogoś kochamy, stajemy się jego lustrem, a ten ktoś naszym. Odbijając miłość w sobie nawzajem, widzimy nieskończoność.
Mogę poznać siebie dzięki Waszym reakcjom, dzięki reakcjom każdego z Was. W reakcjach, jakie wzbudzamy u innych, możemy znaleźć swoje odbicie – to doskonały sposób, by się sobie przyjrzeć.
Ważną rzeczą w bliskich relacjach jest zaangażowanie. To najlepsza obrona przed samotnością. Miło jest pomyśleć, że gdy powrócimy do domu, będzie tam ktoś, kto nas przyjmie.
Bliskość sprawia, że nasz świat jest coraz większy. Tutaj jest JA, a tam TY. Spotykamy się i jesteśmy ze sobą, bo przyciągamy się nawzajem, bo wiele nas łączy, bo wiele możemy dzielić. Tym, co ze sobą dzielimy, jest MY. Im więcej dzielimy, tym większe staje się nasze MY. TY nadal tam jest i JA nadal tam jest. Nie znikamy, ale wspólnie rozwijamy owo MY. TO NASZE WIĘZI.
Cierpienie spada na tego, kto całkowicie oddaje się drugiej osobie. Pielęgnujmy swoje JA, a inni będą pielęgnować siebie. Potem można połączyć to i utworzyć MY. Możemy pracować nad MY, aż stanie się ogromne, a jednocześnie JA i TY też staną się ogromne. Bliskość jest właśnie wspaniałym MY. Jeżeli przypadkiem stracisz to szczególne MY – w dalszym ciągu masz swoje JA i pamięć o miłości, na której możesz się oprzeć.
Możemy się rozwijać. Każdego dnia możemy wnosić coś nowego. Jesteśmy odpowiedzialni przede wszystkim wobec siebie. Jeżeli jest inaczej, to nie będziemy w stanie dawać czegokolwiek innym. Możemy wnosić do związku, relacji tylko to, co mamy. Jeżeli czujemy, że żyjemy, kiedy idziemy przez świat, tańcząc, kołysząc się na gałęziach drzew, robiąc zwariowane rzeczy, to stajemy się i pozostajemy fascynujący.
Zbliżamy się do siebie dzięki podobieństwu, ale jesteśmy ze sobą dzięki temu, co nowe. Możemy być mądrzy, stymulujący, podniecający, możemy dzielić się nowymi myślami, uczuciami tymi dobrymi i trudnymi, możemy wzrastać i rozwijać się. Nie musimy być zawsze przewidywalni.
Pewna para wychowywała trójkę dzieci. Oboje całe życie harowali jak woły i w końcu wydali za mąż najmłodszą córkę. Po powrocie z jej wesela usiedli w domu naprzeciw siebie. On popatrzył na swoją żonę i zapytał: „Kim, do diabła, jesteś?”. To się zdarza częściej, niż nam się zdaje! Jesteśmy tak zajęci życiem innych, że zapominamy o najważniejszym – o swoim życiu. Możemy usiąść od czasu do czasu i zrobić coś dzikiego np. zjeść zupę rybną przy świecach. Albo coś głupiego, nieprzewidywalnego. Albo otworzyć butelkę wina, włączyć muzykę i spędzić ze sobą romantyczny wieczór.
Tym co niszczy bliskość, jest brak zmian. Boimy się zmian. Tymczasem bliskość potrzebuje zmiany. Wszystko podlega zmianom, nie można oczekiwać, że inni pozostaną tacy sami. Oni też się zmieniają!
Bliskości nie można oczekiwać. W stosunkach z innymi nie można mieć żadnych oczekiwań. Nikt nie będzie tym, kim chcecie, ani nie będzie robił tego, co Wy chcecie. Wszystko przychodzi do nas z zaskoczenia. Jeśli się zastanowimy, dojdziemy do wniosku, że każdy nasz dołek jest związany z tym, że ktoś nie spełnił naszych oczekiwań, jesteśmy wściekli i przygnębieni. Jesteśmy zdołowani, ponieważ ktoś nie zadzwonił albo zapomniał o naszych urodzinach. Kiedy pamiętają można tańczyć wokół stołu. A jeżeli nie pamiętają, to też w porządku. „Nie pamiętał o moich urodzinach, mój kochany Staruszek, sama sobie kupię prezent. To nawet lepsze, bo kupię sobie dokładnie to, co chcę dostać”. Warto być spontanicznym w podejściu do związków, relacji. Przewidywalność jest nudna. Można być pewnym jedynie swojej nieprzewidywalności, tak się rozwijamy.
Warto pokazać swoim bliskim, co czujemy. Kiedy chce się nam płakać, warto wypłakać oczy! Kiedy chce się nam śmiać, to warto się śmiać do rozpuku. Kiedy chcemy krzyczeć, krzyczmy.
Nie warto czekać z okazywaniem uczuć. To co najbardziej niszczy związki i bliskość, to niezdolność do przekazania innym tego, co czujemy w danej chwili.
Problem z kłótniami polega na tym, że kończą się, zanim cokolwiek mogą rozwiązać. Zanim nawet zrozumiemy, o co się właściwie kłócimy. Im dłużej się kłócimy, tym bardziej się zbliżamy do naszych uczuć. Zatem, kiedy druga osoba wychodzi z pokoju, biegnijmy za nią! Powiedzmy: „Poczekaj! Nie rozumiem, mów dalej!”. W końcu się przekonamy, że kłócimy się o coś strasznie głupiego.
Jeżeli kiedykolwiek potrzebujemy siebie nawzajem, to właśnie teraz, tu i teraz. Bliskość nie jest łatwa. Jest ogromnym wyzwaniem dla naszej dojrzałości. Jest naszą największą nadzieją.
Opracowanie własne na podstawie: Leo F. Buscaglia „Radość życia, o sztuce miłości i akceptacji”.