“Jak nie przeoczyć łez w deszczu”, czyli kilka słów o byciu świadomym

Najpierw Cię ignorują.
Potem śmieją się z Ciebie.
Później z Tobą walczą.
Później wygrywasz.

M. Gandhi

Im bardziej świadome życie, tym większa wolność i tym lepszy, pełniejszy kontakt z rzeczywistością. Powtarzalna, uregulowana i przewidywalna codzienność ma właściwości usypiające i otumaniające. Mijają miesiące, wreszcie lata, coraz trudniej na wydeptanych, znajomych ścieżkach znaleźć dziurę w bruku czy solidny kamień milowy. By nie dopuścić do skostnienia, martwoty, wegetacji, potrzebne są wyzwania.

Każdy chciałby być człowiekiem wolnym, ale żeby być wolnym, trzeba najpierw być świadomym. Jeżeli rozumiem i wiem, co mną kieruje, jeżeli potrafię odpowiedzieć na pytanie, czemu zachowałem się w taki, a nie inny sposób, czemu powiedziałem to, a nie coś innego, mogę następnym razem, przy kolejnej okazji, jako wolny człowiek, dokonać świadomego wyboru, zdecydować i postanowić, czy chcę dokładnie tak samo, czy może zupełnie inaczej. Natomiast jeśli poruszam się w swoim życiu w myśl instrukcji prababci, nauczycielki, komentatora telewizyjnego – jestem automatem. Automaty nie są wolne. Każdego dnia ich życie wygląda tak: praca, zakupy, dom, dzieci, telewizor, komputer, sen, praca, zakupy, dom, dzieci, telewizor, komputer, sen, praca, zakupy, dom, dzieci, telewizor, komputer, sen, praca, zakupy, dom, dzieci, telewizor, komputer, sen, praca, zakupy, dom, dzieci, telewizor, komputer, sen, praca, zakupy, dom, dzieci, telewizor, komputer, sen, praca, zakupy, dom, dzieci, telewizor, komputer, sen, praca, zakupy, dom, dzieci, telewizor, komputer, sen, praca, zakupy, dom, dzieci, telewizor, komputer, sen ….

Nie ma bowiem wolności bez świadomości. Świadomość, otwarty umysł, czyste intencje, uporządkowany spójny system wartości prowadzą do wolności, a ta zwiększa szansę na doświadczanie rzeczywistości. Przeciwieństwem jest chaos: coś innego widzę, w coś innego wierzę, coś innego myślę, a że wszystko to nie pasuje do moich przekonań albo nawyków, ostatecznie coś innego robię, mówię, wybieram. Efekty są zwykle mało satysfakcjonujące, ale i tak nic z tego nie wynika, bo brakuje świadomości i zrozumienia, dlaczego tak się dzieje, jak się dzieje. Gdyby to człowiek wiedział …

Rzeczywistość to więcej, niż możemy dostrzec, zarejestrować zmysłami, i więcej, niż potrafimy ogarnąć rozumem, co jednak nie znaczy, że nie warto starać się rozumieć jak najwięcej. Od zarania dziejów obawiamy się tego, czego nie rozumiemy, oraz nienawidzimy tego, czego się boimy – strach, nienawiść wykluczają pogodę ducha i zdolność dokonywania dobrych, zdroworozsądkowych wyborów. W. Wilson twierdził, że „zrozumienie jest kluczem do właściwych zasad i postaw, a właściwe postępowanie jest kluczem do dobrego życia”. Warto jednak pamiętać, że klucz to jeszcze nie wszystko – zwłaszcza że nie jest to klucz uniwersalny, trzeba najpierw odnaleźć właściwe drzwi …

A jeśli już mowa o uczuciach i emocjach, to trzeba zwrócić uwagę na umiejętność ich rozpoznawania i wyrażania – to także bardzo ważny element uczciwości wobec siebie. Dla tych, którzy uważają, że nie mają z tym problemu, króciutka historyjka.

Pewien chłopiec nie wrócił do domu na kolację, co mu wyraźnie poleciła mama. Nie wrócił też do godziny dwudziestej, więc zaniepokojeni rodzice zaczęli telefonować do jego kolegów, a wreszcie do szpitali, na pogotowie, policję itp. Około północy, gdy wyczerpali już wszystkie tego typu pomysły, nie wytrzymując bezczynności, wyszli go szukać … gdzieś, po prostu gdziekolwiek. Kilkadziesiąt metrów od budynku spotkali syna, wracającego pośpiesznie do domu. Chłopak zaczął coś mówić o nowym koledze, grze, która ich pochłonęła, ale matka nie mogła tego słuchać. To jej wrzask było słychać w całej dzielnicy” „Ty cholerny gówniarzu!!! Co Ty sobie wyobrażasz?! Za karę przez miesiąc nie ruszysz się z domu!!! Ojciec zapowiedział lanie pasem zaraz po powrocie w domowe pielesze”. Zwyczajna, może nawet typowa scena, prawda? I jakże typowy, charakterystyczny wręcz sposób zamiany uczuć, z którymi nie umiemy sobie radzić, na takie, które jakoś potrafimy rozładować. W tym wypadku strachu na wściekłość, agresję.

Rodzice przez wiele godzin bali się o dziecko – w tej sytuacji to najzupełniej normalne. Czy kiedy wreszcie się odnalazło całe i zdrowe, nie czuli ulgi? Na pewno tak, problem w tym, że ulgi było jednak mniej niż skumulowanych pokładów strachu,lęku. Być może ogromne pokłady strachu nie dotyczyły tylko tej wyjątkowej sytuacji ale w tej sytuacji zostały rozładowane, na kimś zależnym, na kimś małym, na kim można sobie było pozwolić to zrobić.

Jakie wnioski nasuwają się po pobieżnej choćby analizie tego prostego przypadku?

  • Emocje, zwłaszcza negatywne, nieprzyjemne, nie rozpływają się w powietrzu samoistnie, można je na pewien czas przytłumić, ale prędzej czy później dadzą o sobie znać – wybuchem w innym czasie i zupełnie innych okolicznościach albo reakcją organizmu (ból brzucha, ból głowy, ból kręgosłupa, karku drętwienie nogi itp.)
  • W naszym cywilizowanym świecie zatraciliśmy chyba zupełnie naturalną umiejętność wyrażania, (czucia, nazywania, komunikowania) rozładowywania strachu, wstydu, smutku, bezradności, nie jest więc wykluczone, że są także inne uczucia, których nie potrafimy wyrażać, z którymi sobie nie radzimy; może warto ich poszukać? A nie próbować ich zamieniać na działanie, (sprzątanie, bieganie, grabienie liści, zakupy, jedzenie, alkohol itp.) co przynosi chwilową ulgę.
  • Czy w związku z taką, zwykle nieświadomą, zamianą – w tym przypadku strachu na wściekłość, agresję – jesteśmy ludźmi złymi albo głupimi? Ależ skąd! To nie te kategorie! To byłaby tylko szybka, pobieżna ocena nic nie dająca. Natomiast wyraźnie pokazuje to, ze nie jesteśmy zdolni do uczciwości wobec siebie (co naprawdę czuję?) czego potrzebuję, w związku z tą konkretną sytuacją. Brakuje nam świadomości i samoświadomości, a więc kontakt z rzeczywistością jest minimalny – jeśli w ogóle jakiś jest. Bo nasze uczucia i emocje, zanim je zafałszujemy, są elementem rzeczywistości.
  • Kto kieruje moim życiem w takich sytuacjach? Ja czy może mój strach, lęk? Ja czy moja wściekłość? Jaka jest jakość podejmowanych decyzji i wyborów? Czy mają szansę dobrze mi służyć?
  • Wbrew pozorom nie chodzi o naukę panowania nad sobą, choć oczywiście jest to umiejętność wielce przydatna, nie – chodzi o coś znacznie trudniejszego, o naukę rozpoznawania własnych uczuć i ich naturalnego, niedestrukcyjnego wyrażania. Także o wytrenowaniu nawyku niepodejmowania decyzji w stanie wzburzenia. I o zasadę, którą się zaleca: „jeśli nie wiesz, co zrobić – nie rób nic”; a to jest często największym wyzwaniem.

„Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma” – mówi stare przysłowie. Co za bzdura, Jak się nie ma, co się lubi, to się ma, czego się nie lubi – i tyle! Choć niewątpliwie czasem można sobie dość skutecznie wmówić, że się lubi to, co się ma, a czego właściwie chyba jednak zupełnie się nie lubi, no ale … się ma. Tak sztuczka zmniejsza dyskomfort psychiczny i powoduje frustrację, poprawia bilans emocjonalny, ale z rzeczywistości, a także z naszymi prawdziwymi potrzebami i pragnieniami nie ma zupełnie nic wspólnego. Bo cały czas chodzi właśnie o rzeczywistość. I duchowość, rzecz jasna. I miłość….

Stać się kimś innym, kimś, kogo bym lubił, szanował, może nawet cenił… „Próbowałem zmieniać życiorysy, imiona, domy, samochody, zajęcia, przyjaciół, nicki internetowe i co się tylko dało – beznadziejny, kompletny, dureń! Zmieniałem kształt i kolor wizytówki na drzwiach wejściowych i dziwiłem się wielce, że moje mieszkanie za tymi drzwiami nie zrobiło się w związku z tym bardziej komfortowe i przytulne; bezpieczne, dlaczego nadal nie potrafię w nim wytrzymać? Czego mi brakuję? Przecież mam wszystko czego mi trzeba…”

Rzeczywistości nie należy mylić z prawdą. Prawda jest jedynie cechą komunikatów, informacji, zdań, twierdzeń, określającą ich zgodność z rzeczywistością albo też tej zgodności brak. Einstein, twierdził, „ że prawdą jest to, co wytrzyma próbę doświadczenia. Owszem, czasem w pewnych okolicznościach albo w codziennym, potocznym języku, prawda i rzeczywistość mogą być tożsame, ale jednak nie zawsze. Inna jest prawda ofiary wypadku, inna jego sprawcy, a jeszcze inna świadka i nie ma powodu się temu dziwić – przecież każdy z nich doświadcza odrobinę innej części rzeczywistości – a więc każdy ma swoją prawdę.

W naszym życiu – bywa, że do pewnego czasu, ale zwykle jednak do samej śmierci – dużo więcej jest różnych wierzeń, fantazji, iluzji, przekonań, rozmaitych i mocno podejrzanych prawd niż rzeczywistości. Są to najczęściej tylko nasze wyobrażenia, rojenia i pobożne życzenia. Nie nasze zresztą też. I to wiele z nich.

„Ludzie są bardzo przywiązani do swoich przekonań. Nie dążą do poznania prawdy, chcą tylko pewnej formy równowagi i potrafią zbudować sobie w miarę spójny świat na swoich przekonaniach. To daje im złudne poczucie bezpieczeństwa, więc podświadomie trzymają się tego, w co uwierzyli”.

Pewnego razu profesor postanowił przeprowadzić eksperyment w związku z seminarium na temat skutecznego planowania czasu dla wybranej grupy menadżerów wielkich amerykańskich koncernów. Wyjął dzban i następnie wyjął kilkanaście kamieni wielkości piłeczki tenisowej i po kolei delikatnie wkładał je do naczynia. Gdy dzban wypełnił się już po brzegi i niemożliwe było dorzucenie choćby jeszcze jednego kamienia, profesor zapytał się słuchaczy:

– Czy dzban jest pełen?
– Tak, wszyscy odpowiedzieli z pewnością i przekonaniem.

Profesor poczekał kilka sekund i upewnił się:
– Jesteście o tym przekonani?

Kiedy potwierdzająco kiwali głowami, wyjął spod katedry naczynie wypełnione żwirem. Delikatnie wysypał żwir na kamienie, po czym potrząsnął lekko dzban. Żwir wypełnił miejsce między kamieniami … aż do dna dzbana.

Stary profesor ponownie zapytał:
– Czy dzban jest pełen?

Jednemu z menadżerów zaczęło już coś świtać, bo odpowiedział z wahaniem:
– Prawdopodobnie nie.
– Dobrze, pochwalił go profesor.

Pochylił się jeszcze raz i wyjął naczynie z z piaskiem. Z uwagą wsypał piasek do dzbana. Piasek zajął wolną przestrzeń między kamieniami i żwirem. Jeszcze raz zapytał:
– Czy teraz dzban jest pełen?

Tym razem zgodnym chórem słuchacze odpowiedzieli
– Nie.

Tak jak się spodziewali, wziął karafkę wody stojącą na katedrze i wypełnił nią dzban aż po same brzegi. Następnie zapytał się:
– Czego nauczyliście się dzięki temu doświadczeniu?

Jeden z nich odpowiedział:
– Doświadczenie to uczy nas, że nawet jeśli nasz kalendarz jest zapełniony, jeżeli naprawdę chcemy i się postaramy, zawsze jeszcze możemy dorzucić więcej spotkań, więcej rzeczy do zrobienia…
– Nie, odpowiedział profesor, trochę rozczarowany – nie o to chodziło.
– Wielka prawda, którą przedstawia to doświadczenie, jest następująca:
jeśli nie włożymy do dzbana kamieni jako pierwszych, później nie będzie to już możliwe.

Tu nie chodzi o kalendarz biznesowy. Zastanówcie się, co stanowi kamienie w Waszym życiu? Zdrowie? Pokaźne konto bankowe? Może rodzina? Przyjaciele? Realizacja marzeń? Odpoczynek? Nauka? Podróże? Może jeszcze coś innego? Pamiętajcie, że najważniejsze jest, by ułożyć swoje kamienie jako pierwsze we własnym życiu, w przeciwnym wypadku ryzykujemy, że przegramy … w pewnym sensie przegramy zarówno siebie, jak i własne życie. Jeżeli damy pierwszeństwo drobiazgom (żwir, piasek), wypełnimy nimi życie, nie wystarczy nam czasu, by poświęcić go na najważniejsze elementy. Zatem nie zapomnijcie zadać sobie pytania: „Co stanowi „kamienie” w moim życiu? Następnie włóżcie je do Waszego dzbana na samym początku.

Jeżeli najważniejsza jest dla mnie gra na komputerze i właśnie to przemiłe zajęcie pochłania mi prawie każdą wolną chwilę, to przecież wszystko jest w porządku. Natomiast jeżeli upieram się, że najważniejsze są dzieci, a następnie cały swój czas przeznaczam na grę w komputerze …

Jeśli niekwestionowanym priorytetem na mojej liście jest czytanie książek, ale swój czas przeznaczam na telewizję … Jeśli najważniejsza jest dla mnie rodzina, ale każdą chwilę spędzam w pracy … To chyba coś jest bardzo mocno nie w porządku z moim umysłem i duszą. Jeżeli na dokładkę obłudnie twierdzę, że te książki to ja bym bardzo chciał, ale nie mam czasu (a przeznaczyłem go na telewizję), to już ewidentnie oszukuję. Fakt, że innych, to drobiazg – gorzej, że siebie.

Wmawiając sobie, że nie mogę robić tego, co bardzo lubię, a nie mogę, bo nie mam czasu, sam siebie stawiam w pozycji nieszczęśliwca, człowieka niespełnionego, zawiedzionego, rozczarowanego, sfrustrowanego, ale co najgorsze – na własne życzenie. Nie mam czasu, to przerzucenie na kogoś albo jakieś czynniki zewnętrzne odpowiedzialności za własne, błędne decyzje.

Zaburzona sfera duchowa – to jest nierozpoznany albo zafałszowany, abo jedno i drugie, świat wartości i priorytetów, brak zgodności i harmonii tego, w co rzekomo wierze, z tym co naprawdę robię i wybieram, a do tego oszukiwanie samego siebie – uniemożliwia dobry kontakt z rzeczywistością. Konsekwencja takiego stanu rzeczy jest zawsze taka sama: przegrane życie – oczywiście w bardzo szerokim znaczeniu tego określenia, bo to i zawody, i rozczarowania, i gorycz, i frustracja, i brak spełnienia, satysfakcji, szczęścia … Kogo to dotyczy?

Jestem przekonana, że każdego, kto na pytanie: czy tak, jak jest, miało być, czy o to właśnie mi chodziło? Sam sobie odpowie przecząco. Jeżeli to, co jest kogoś w zupełności satysfakcjonuje i nie pragnie zupełnie niczego innego, ani więcej, lepiej, pełniej (oczywiście w sferze duchowej) to jest …

Opracowanie własne na podstawie: Meszuge „Przebudzenie” droga do świadomego życia.