CISZA jest w Nas

„Na wielkiej drodze nie ma bram,
łączą się z nią tysiące ścieżek.
Kto przejdzie przez tę bramę bez bram,
wędruje swobodnie między niebem a ziemią.”

Mumon

Upragniona, ale jakże często przerażająca. Przestrzeń, w której spotykasz się z prawdziwym sobą, ale też z drugim człowiekiem. Coraz trudniej o ciszę. Niemal każda przestrzeń publiczna zdominowana jest przez głośne rozmowy, komórki, telewizory, radia. To bardzo męczące.

Cisza pomaga zauważyć krajobrazy, architekturę, zieleń. Staje się tłem do obserwacji, pozwala dostrzec wiele ciekawych szczegółów. Jest bardzo ważnym elementem życia, absolutnie niezbędnym do tego, żeby nawiązać naprawdę głęboki kontakt ze sobą. Cisza towarzyszy nam na co dzień. Jeśli w naszej przestrzeni nie ma lub jest mało telewizora, radia to pozwala doświadczać samych siebie, sprawdzać na bieżąco, co w nas siedzi. Ten świat wewnętrzny jest bardzo zajmujący, to tam rodzą się różne działania, które z nas wychodzą.

Cisza jest naszym naturalnym stanem, tyle że stymulowani wszelkiego rodzaju zgiełkiem zatracamy umiejętność funkcjonowania w niej. Kiedy jesteśmy z nią konfrontowani, pierwszą nasz reakcją jest lęk, niepokój, dyskomfort, bo oto nagle zabrano nam coś, na czym opieramy nasze bycie w świecie czy nawet myślenie o sobie. Cisza zmusza do wejrzenia w siebie, do zastanowienia się, co odczuwamy w danym momencie, w związku z daną sytuacją, z człowiekiem, z tym, co robimy. To, co się wyłania, nie zawsze nam się podoba, czasem bywa wręcz bardzo niewygodne.

Cisza jest prawdą. Jest niezbędna do tego, żeby odpowiedzieć sobie na podstawowe pytania, które od zawsze brzmią tak samo: Kim jestem? Czego pragnę? Czego mi brak? Co jest dla mnie ważne? Często trudno nam się odnaleźć w tej przestrzeni.

Możemy mieć ambiwalentny stosunek do ciszy. Z jednej strony możemy być jej spragnieni, ale z drugiej za bardzo budzi w nas lęk. Jakby coś demaskowała. Jakby była przerażająca. Cisza naprawdę dużo w sobie kryje. Okazuje się, że nie tam pustki, tylko mnóstwo emocji, myśli, wspomnień, pragnień. Wchodząc w ciszę, jesteśmy dosłownie zalewani tym, co jest w środku – w teorii medytacji nazywa się to wodospadem myśli. Tam jest jak na środku ruchliwego skrzyżowania. Nie jesteśmy w stanie tego zatrzymać, na początku trudno nam wytrzymać ze sobą w tym wewnętrznym hałasie. Może, przeczuwając to, wolimy hałas zewnętrzny. Jeśli w rozmowie zdarzają się długie pauzy często nie potrafimy sobie z tym poradzić. Zaczyna się pokasływanie, szeptanie, szuranie itd.

Wystarczy zwrócić uwagę co się dzieje jak jedziemy metrem, tramwajem – liczba reklam, ruchomych paneli, ludzi bawiących się komórkami, iPadami…Wszyscy zajęci jakimś działaniem. Do tego jeden z ekraników wyświetla hasło telefonii komórkowej: „Masz telefon z internetem, możesz wszystko”. Powiedziałabym raczej, że jeśli ma się „spokojny umysł to można wszystko”.

Umysł opowiada niezwykłe zajmujące historie i wyczynia z nami, co chce. Tak jakby rydwanem kierowały rozszalałe konie, a nie ten, kto nim powozi. W ciszy mamy okazję zobaczyć, jak te wytwory umysłu zmieniają się z sekundy na sekundę. To, co dzieje się w naszej głowie, to istna galopada różnych stanów. Myślimy o obiedzie, żeby za chwile dokonać analizy przedwczorajszej randki, wybiec do rozmowy, która ma się dopiero odbyć, a za moment wrócić do czytanego artykułu. Wciąż jesteśmy miotani tymi wiatrami umysłu. Dzięki praktykom dyscyplinującym go, takim jak medytacja zyskujemy wgląd w to, jak ten umysł działa, co produkuje. Przestajemy przywiązywać się do jego wytworów.

Wyłączyć umysł, tak się nie da. Równie dobrze moglibyśmy chcieć, aby znieruchomiał ocean. Natomiast możemy poddawać go stałej obserwacji i treningowi. Po jakimś czasie potrafimy coraz lepiej się nim posługiwać, wykorzystywać go do swoich potrzeb. Temu służy na dłuższą metę medytacja. Osoba ma większy w sobie spokój. Nawet jeśli umysł znów zacznie wierzgać, potrafimy rozpoznać jego wyskoki, wiemy co się uruchomiło – jakie zachowanie, wzór, model… Oczywiście, różne lęki, niepokoje, myślowe lub „emocjonalne demony” – nadal mogą nas nawiedzać. Ale wtedy witamy je z łagodnym uśmiechem: „Cześć, Stary, to Ty, znowu wpadłeś …. chcesz pogadać?”.

Przebywanie w ciszy czy medytowanie można porównać do wzbijania się samolotu do lotu. Podczas startu musi przebić się przez warstwę chmur, żeby znaleźć się w bezgranicznej przestrzeni, którą jest nasz wewnętrzny spokój. Ciemne chmury to metafora myśli, emocji – tego, co nami miota. Kiedy medytujemy, wznosimy się ponad to wszystko, patrzymy z innego pułapu – oglądamy nasze myśli niczym pasażer Boeinga ogląda chmury, nad którymi jest wielka, nieskończona przestrzeń. Każdy ma to w sobie, tylko że gdy patrzymy z dołu, te chmury przerażają nas: może lunąć deszcz, rozpętać się burza z piorunami… Ale jeśli uda się nam się przedrzeć przez te warstwę – która zresztą jest bardzo cienka – przekonujemy się, że nie ma się czego bać. Podczas takiego startu, przebijania się, trzeba wprowadzić silnik na wysokie obroty. To wymaga dużych nakładów energii. Nierzadko pojawiają się turbulencje np. w formie płaczu. Tłumione przez wiele lat sprawy zaczynają się wynurzać na powierzchnię. Mogą to być jakieś traumatyczne doświadczenia, kompletnie wyparte, które w tej cichej przestrzeni ujawniają się z całą siłą. Ale finalnie wszystko doprowadza nas do spokojnego lotu i bezpiecznego lądowania.

Efektem dłuższej praktyki medytacyjnej jest umiejętność bycia ze wszystkim, co nas otacza. Jeżeli jesteśmy spokojni, prawie nic z zewnątrz nie może tego spokoju zburzyć. Praktykujemy po to, żeby była w nas zgoda na wszystko, co jest wokół: na dźwięki, na drugiego człowieka, na różne sytuacje życiowe. Po przez rozmowę i spokój rozpuszczamy w sobie rozdrażnienia, napięcia, lęki – to wszystko odpuszcza. Ta praca przypomina powolne przecieranie zakurzonego lustra. Zaczynamy widzieć wyraźniej, więcej. I nawet jeśli to czyste lustro pokaże nam bardzo szpetne obrazki, zmusi do pracy nad sobą. Zachęcam do tego wysiłku, bo świat oglądamy czystym okiem jest fascynujący. Ale przyznaję: CISZA JEST DLA ODWAŻNYCH.

Dla tych, którzy nie boją się samotności. W końcowym rozrachunku zawsze zostajemy sami i lepiej, żebyśmy mieli to oswojone zawczasu, bo takie ostateczne oparcie można znaleźć tylko w sobie. Dzięki treningowi, jakiemu poddaliśmy umysł, wiemy już, że to, co się nam przydarza w życiu, podlega nieustającej zmianie. Każdy stan mija: ten, który interpretujemy jako przyjemny, i ten trudniejszy. Nie warto przywiązywać się do jednego, ani do drugiego. Właśnie tego przemijania się boimy. Tak, to podstawowy lęk człowieka. Oswojenie tego lęku sprawia, że stajemy się wolnymi ludźmi, korzystającymi z tego co przynosi nam życie, bez kurczowego trzymania się tego, co jest nam dane. Umiejętność przyjęcia tego, co nieuchronne, ze spokojem, godnością i pokorą, sprawia, że jesteśmy szczęśliwsi.

Wracając do ciszy, cisza bywa bardzo głośna. W miejscach uważanych za ciche – w lesie, w górach, nad jeziorem, nad morzem – odkrywamy często prawdziwą kakofonię dźwięków. To istny koncert – od świergotu ptaków, przez kumkanie żab, po szum wiatru czy wody. Oczywiście, te dźwięki działają na nas inaczej niż wycie alarmu samochodowego, czy odgłos kłótni. Cisza to życie. W ciszy zaczynamy dotykać, co istotne. Cisza stwarza przestrzeń do tego, żeby zobaczyć najpierw siebie, a potem też drugiego człowieka i cały świat. Bez przekłamania, bez zniekształceń. W dużo ostrzejszych kolorach.
Cisza to też bliskość, intymny kontakt z drugą osobą. Mówimy czasem, że lubimy z kimś pomilczeć. W ciszy spadają wszystkie maski, jesteśmy całkowicie odkryci, nadzy. Stajemy przed sobą tacy, jacy jesteśmy, i to jest rzeczywiście największa próba dla bliskiej relacji – na ile czujemy się komfortowo z kimś w ciszy.

Ta komunikacja odbywa się w zupełnie inny sposób. Język komunikacji niewerbalnej jest bardzo bogaty. Wymaga to, oczywiście uważności – bez niej trudno wyłowić szczegóły. Ale, jeśli jesteśmy uważni, jeśli wsłuchamy się trochę w drugiego człowieka, wszystko staje się jasne: jego gest, mrugnięcie powieką, jego dotyk, wyciągnięcie dłoni sprawia, że chwytamy za solniczkę, bo jest dla nas oczywiste,że chce po nią sięgnąć.

Cisza może być dla wielu osób bardzo trudnym wyzwaniem, dlatego dobrze jest zacząć od 1-2 minutowych medytacji porannych lub wieczornych albo zadawania sobie co jakiś czas pytań: O czym teraz myślę? Co czuję? Co się teraz ze mną dzieje? To takie znaki stopu, które pomagają skierować uwagę na siebie, zorientować się, w jakim miejscu jesteśmy.

Wykonując codzienne czynności możemy przeznaczyć chwilę na skupienie uwagi na doznaniach. Na przykład można zwrócić uwagę na układ ciała i ruchy podczas siedzenia, stania, leżenia i chodzenia. Po obudzeniu się rano można zacząć od skupienia się przez chwilę na doświadczeniu leżenia w łóżku. Następnie zwrócić uwagę jak stawiamy stopy na podłodze i wolno wstajemy. Warto zwrócić uwagę na doznania fizyczne towarzyszące jakiejś pozycji. Kiedy np. siedzisz na krześle, można się skupić na układzie ciała. Zwrócić uwagę na to, jak się siedzi, czy jesteśmy wyprostowani, czy się przechylamy czy garbimy. Czy krzesło jest dla nas podparciem, czy wywieramy na nie nacisk. Gdzie są stopy? Po przez obserwację osiągamy świadomość rzeczy i sytuacji. Widzimy siebie i innych. Warto uczyć się akceptować każde doświadczenie, nie dokonując przy tym porównań czy też krytycznych osądów.

Od naszych potrzeb i sytuacji zależy, ile czasu przeznaczymy na medytację. Wielokrotnie się skarżymy, że jesteśmy tak zapracowani i mamy tak wiele najróżniejszych zajęć, że nie sposób sobie wyobrazić, jak mielibyśmy znaleźć jeszcze trochę czasu dla siebie, na medytację. Później jednak ze zdumieniem odkrywamy, że wystarczy na nią przeznaczyć minutę, aby osiągnąć pozytywny skutek. Każdy z nas marnuje chwile, które może wykorzystać.

Ktoś może powiedzieć, że siedzenie w milczeniu, nic nie robiąc to zmarnowany czas. Jak można osiągnąć coś wartościowego, gdy nic się nie robi? Ale czy rzeczywiście tak jest? Czy naprawdę nic się wtedy nie robi? Aby udzielić odpowiedzi na te pytania, trzeba zmienić punkt widzenia. Gdy jesteśmy gotowi eksperymentować, dokonując tej zmiany, może się przed nami otworzyć nowy świat możliwości, których wcześniej nie znaliśmy. Medytacja to narzędzie umożliwiające doznawanie doświadczeń wyraźnych i konkretnych, dzięki którym myśli zostają bezpośrednio połączone z działaniami. To, co początkowo może się wydawać brakiem działania, w gruncie rzeczy jest szczególnym rodzajem aktywności….

Opracowanie własne na podstawie: Kasia Bem, Sens nr 10/10/2015 artykuł „Cisza jest dla odważnych, Alexander Simpkins, Annellen Simpkins „Medytacja dla psychoterapeutów i ich klientów”