Kiedyś moja znajoma powiedziała mi: „Czy to nie cudowne, jesteśmy ze sobą tyle lat i nigdy nie pokłóciliśmy się”. Spojrzałam w jej oczy i nic nie powiedziałam. Za jakiś krótki czas, zadzwoniła do mnie ta sama znajoma z prośbą o spotkanie. A gdy spotkałyśmy się, płakała, myślała o rozstaniu …
Kłótnia nie jestem niczym złym. Jest czymś zupełnie normalnym, że ludzie mają inne poglądy, które bazują na odmiennych sposobach postrzegania i którym towarzyszy mniejsza lub większa intensywność uczuć. Brak kłótni nie oznacza, że związek funkcjonuje bez zarzutu, a starcia mogą jak najbardziej być wyrazem jakości związku. Spotykam pary, które rozstają się, mimo iż przez dwadzieścia lat się nie kłóciły, ale również takie, które nie potrafiły znaleźć wyjścia z destrukcyjnych wzorców kłótni i dlatego się poddają. Tak naprawdę chodzi o to, w jaki sposób przekazywane są różnice poglądów.
Podchodząc do tematu systemowo, można zadać sobie pytanie: czemu służy sposób, w jaki dwoje ludzi spiera się ze sobą? Do jakich strategii rozwiązania dążą poprzez swoje zachowanie? Przedstawię dwa modele, które przybliżą nas do odpowiedzi na powyższe pytania. Oczywiście niektórzy ludzie zachowują się dokładnie tak, jak opisano w modelach. Modele zawsze muszą być przerysowane, aby wiadomo było, o co w nich chodzi. Większość ludzi stosuje formy mieszane.
Można wyróżnić we wzorcu zachowań w relacjach dwie formy:
- relacje, w których podkreślana jest równość partnerów lub w których się do niej dąży, można nazwać je symetrycznymi. W przypadku związków symetrycznych unika się różnic lub są one wyrównane.
- Relacje, w których na plan pierwszy wysuwa się odmienność partnerów, nazywamy komplementarnymi. W tym przypadku jeden z partnerów zajmuje pozycję dominującą, a druga strona się podporządkowuje.
Jeśli za wszelką cenę dąży się do identyczności, istnieje niewypowiedziana zgoda co do tego, że w każdej sytuacji należy unikać odmienności. Różnice wydają się być niebezpieczne, natomiast ustępowanie lub przytakiwanie drugiej stronie oznaczałoby podporządkowywanie się. Dlatego w przypadku symetrycznym, kłócąc się, oboje zaciekle walczą o to, aby tylko nie ulec drugiej stronie. Symetryczne kłótnie trwają długo i zadają się być nie do rozwiązania. Zawieszenie broni następuje dopiero wówczas, gdy oboje są już zbyt zmęczeni, aby kontynuować.
Co pokazuje nam taki wzorzec? Jeśli żadna ze stron nie chce ustąpić, niemoc może być utożsamiana z ustąpieniem. Kto ustępuje, jest przegrany i traci swoją tożsamość. Najczęściej powodem takiego zachowania są określone nacechowania z dzieciństwa. Osoby obciążone nimi obawiają się autorytetu, ponieważ są całkowicie przekonane, że w takiej sytuacji mogą tylko przegrać. Dlatego są zmuszone do ciągłej walki o swoją pozycję. Ponieważ każdy człowiek odczuwa naturalną potrzebę bliskości, tęsknią za nią również osoby, które doznały bliskości powiązanej z naruszeniem granic; równocześnie osoby z takim obciążeniem odczuwają ogromny lęk przed ową bliskością. Bliskość może oznaczać konieczność pozbycia się własnej tożsamości i dlatego oboje możliwie szybko znów wytwarzają dystans bezpieczeństwa.
Relacja komplementarna opiera się na odmienności jak np. u rodziców i dzieci.
W przypadku kłótni komplementarnej chodzi o to, że jedna ze stron próbuje udowodnić swoją wyższość. Niebezpieczeństwo może zaistnieć wówczas, gdy jeden z partnerów, ze względu na swoje wykształcenie lub kwalifikacje, zajmuje wyższą pozycję społeczną. Kobieta znajdująca się w cieniu odnoszącego sukcesy menadżera lub artysty, w hierarchii zajmie miejsce za nim. Jeśli artysta oczekuje, że kobieta podporządkuje się również na innych płaszczyznach życia, związek staje się komplementarny. Mężczyzna, który „wżeni” się w biznes swojej żony, jest podporządkowany jej klanowi. Taki status utrwala się, gdy kobieta próbuje go przenieść na życie prywatne. Mężczyźni dobrowolnie podporządkowują się życzeniom pięknych kobiet, kobiety swoim bogatym lub posiadającym władzę mężom.
Struktury komplementarne w sposób naturalny tworzą się także w przypadku par, w których różnica wieku między kobietą a mężczyzną jest duża – piętnaście do dwudziestu lat. W momencie zakochania partner mógł zaoferować jej poczucie bezpieczeństwa większe niż partner rówieśnik, i to zarówno pod względem finansowym, jak i emocjonalnym. Często kobieta, planując swoje życie, całkowicie uzależnia się od męża, który jest już zaangażowany w życie zawodowe. Taki model funkcjonuje dobrze, dopóki kobieta ma dwadzieścia, a mężczyzna czterdzieści lat. Pierwsze kryzysy pojawiają się, gdy dzieci zaczynają kształcenie zawodowe i nie mieszkają już w domu. Wówczas, jeśli mężczyzna upiera się przy kontynuacji wzorca związku w stylu – „Wiem, co dla Ciebie najlepsze, ponieważ jestem starszy i mam więcej doświadczenia”, pojawiają się konflikty podobne do tych, jak podczas procesu uwalniania się dorosłych dzieci od rodziców. Podobny wzorzec związku wykształca się również wówczas, gdy mężczyzna lub kobieta wybiera partnera wymagającego pomocy. Strona pomagająca stoi w hierarchii wyraźnie wyżej od strony potrzebującej pomocy i dopóki ta różnica istnieje, partnerstwo funkcjonuje. Jednak gdy tylko potrzebujący pomocy zaczyna realizować lub wzmacniać rady pomagającego, pomagający traci swoją władzę. Jeśli strona pomagająca nieświadomie zakochuje się w stronie wymagającego pomocy jedynie dlatego, że np. mężczyzna czuje się pewnie tylko ze słabszą partnerką, dochodzi do starć, w trakcie których pomagający uparcie próbuje odzyskać swój status.
Zdrowy związek nie jest ani komplementarny, ani symetryczny, ani symetryczny i komplementarny jednocześnie. Zawsze są konteksty, w których kobieta jest lepsza od mężczyzny lub mężczyzna lepszy od kobiety. To samo obowiązuje w przypadku par tej samej płci. Jeśli występują różnice i są one postrzegane jako uzupełnienie, a nie jako zagrożenie, wyższość partnera jest odczuwana jako wzbogacenie. W innych kontekstach oboje są raczej równi. Dzięki swojej odmienności wzajemnie się uzupełniają, natomiast ich podobieństwa dostarczają im obustronnego wsparcia.
Następną ważna kwestią jest sposób prowadzenia sporów.
Virginia Satir – specjalistka terapii rodzin, rozróżnia cztery sposoby zachowania, poprzez które większość ludzi reaguje na atak: obwinianie, racjonalizowanie, uspokajanie lub odwracanie uwagi. Powyższe wzorce reakcji nie są cechami charakteru, ale zachowaniami wyuczonymi, czyli maskami. Każde dziecko uczy się w swojej rodzinie sposobu reagowania na konflikty. Powiela zachowania swoich rodziców lub opracowuje własne strategie rozwiązań zwalczania sporów. Często dorośli reagują wciąż tak, jak zwykli to robić w swoim dzieciństwie. Czemu służy dany wzorzec. Jeśli zrozumie się sens swojego zachowania, można wypróbować inne strategie, aby na konflikty reagować w sposób bardziej konstruktywny, w sposób bardziej dojrzały. Sposoby zachowań będą się krzyżowały. Tylko niewiele osób zachowuje się dokładnie tak, jak tutaj opisano. Żywi ludzie są istotami złożonymi i nie można ich dopasować do żadnego szablonu. Jednak, jak wspomniałam już powyżej, przerysowanie daje wyrazistość modelu.
1. Obwinianie.
Dla osób, które obwiniają, niezwykle istotna jest wiedza na temat tego, kto ponosi odpowiedzialność, gdy coś się nie udaje. Oczywiście w żadnym razie to nie oni sami są odpowiedzialni, ale zawsze ktoś inny. Mimo iż na zewnątrz sprawiają wrażenie silnych i agresywnych, w rzeczywistości sami obwiniający bardzo się boją pociągnięcia do odpowiedzialności. Dlatego żyją zgodnie z zasadą: „atak jest najlepszą formą obrony”. Im intensywniej atakują, tym mniejsze jest prawdopodobieństwo kontrataku. Obwiniający obawiają się swojego cienia. W głębi duszy osoby obwiniające są przekonane o swojej niskiej wartości, gdyż w dzieciństwie były redukowane do własnych słabości. Strach obwiniającego jest niezwykle przytłaczający, ponieważ wiąże się on w wczesnym okresem jego życia. Dlatego obwiniający musi wszystko, co nawet w najmniejszym stopniu utwierdzałoby go w poczuciu niższe wartości, np. zarzuty lub współodpowiedzialność za coś, co się nie udało, wydobyć na zewnątrz. W trakcie kłótni osoby obwiniające chętnie stosują uogólnienia typu: nigdy, zawsze, ciągle. Często padające wypowiedzi to:
- „Tylko z Twojego powodu!”
- „Ty zawsze jesteś (robisz) …”
- „Nigdy nie jesteś (nie robisz) …”
- „To wyłącznie Twoja wina …”
Siebie samych natomiast przedstawiają w jak najlepszym świetle: „W przeciwieństwie do Ciebie jestem kochający, wspaniałomyślny, szlachetny itd.” Osoby obwiniające widzą świat w barwach czarno-białych. Niemal nie dostrzegają szarości, już nie mówiąc o całej tęczy barw, nie są skłonne do kompromisów.
Pytania, które mogą sobie zadać osoby obwiniające:
- Czy jest coś, czego nie chciałbym ujawniać; bałbym się; gdyby to ujrzało światło dzienne?
- Co w sobie najmniej lubię?
- Jakie są moje mocne strony?
- Jak mogę dać wyraz mojej złości, nie przytłaczając nią mojego partnera?
Jeśli osoby obwiniające wybawią siebie samych, okaże się, że dysponują wieloma wartościowymi źródłami. Mogą np. reprezentować jednoznaczne pozycje i są w stanie rządzić, dokonując koniecznych zmian. Ponieważ nauczyły się godzić ze swoimi niedoskonałościami, są tolerancyjne wobec innych. Takie cechy, wykorzystywane odpowiedzialnie i w porozumieniu z innymi, są dzisiaj nie do przeceniania.
2. Racjonalizowanie.
Osoby racjonalizujące mają rację! Postrzegają świat logicznie, realistycznie i obiektywnie, po prostu racjonalnie. Uczucia, ponieważ nie posiadają one charakteru racjonalnego, są zbędne. Racjonalizatorzy nie schodzą z drogi konfliktom. Przecież musi być jakiś sposób usunięcia z tego świata trudności w drodze rozsądnej, rzeczowej rozmowy! W wojsku i w nauce, w gospodarce i w polityce, wszędzie potrzebna jest racjonalizacja.
Jednak z badań nad komunikacją wiemy, że zdrowy człowiek ma uczucia. Rzeczywisty brak uczuć to oznaka najcięższej depresji. Beż uczuć nie można żyć. Jaką korzyść przynosi człowiekowi zachowywanie się w taki sposób, jakby był pozbawiony uczuć? Racjonalizatorstwo jest cechą męskiej rzeczywistości, istnieją również inne powody, dla których ludzie wykluczają uczucia. Jeśli ktoś jako dziecko doświadczył, że jego osobiste katastrofy były wywoływane nieopanowanymi uczuciami rodziców, przełącza się na rozum, aby uczynić swój świat bezpieczniejszym. Inni nie zmierzyli się z traumatycznymi przejściami i pomagają sobie, wyłączając część uczuciową.
Wcale nie uważam, że uczucia są lepsze niż rozum. Decyzje podejmowane pod wpływem emocji mogą być katastrofalne w skutkach. Dlatego ważne jest, żeby połączyć jedno z drugim. Nie pozostaje nam nic innego, ponieważ uczucia istnieją bez względu na to, czy nam się to podoba, czy nie. Możemy jedynie zachowywać się tak, jakbyśmy byli ich pozbawieni. Jeśli im zaprzeczamy, szukają innych kanałów i chętnie dochodzą do głosu pod postacią symptomów somatycznych – cielesnych np. podwyższone ciśnienie lub psychicznych.
Racjonalizator nie czuje ani siebie samego, ani swojego przeciwnika; fragment rzeczywistości traktuje jako całość. W czasie sporów po prostu nie uwzględnia uczuć przeciwnika, ponieważ w jego oczach emocje są czynnikami utrudniającymi znalezienie rozsądnego rozwiązania pokojowego. Racjonalizator jest jedynym mieszkańcem na swojej planecie i ma kontakt wyłącznie z tymi, którzy podobny wycinek rzeczywistości uważają za całość. Zamknięty w swojej wieży z kości słoniowej może dokonywać wielkich odkryć naukowych, jednak czyni to samotnie. Ponieważ zaprzecza istnieniu emocjonalnego oddziaływania swojej komunikacji, a tym samym jednej z płaszczyzn związku, często ma duże problemy ze swoimi partnerkami.
Racjonalizowanie to temat dotyczący zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Wyrażenia, których często używa racjonalizator, to:
- „Podejdźmy do tego rozsądnie!”
- „Traktując rzecz racjonalnie …”
- „Bądź w końcu obiektywny!”
- „Bądźmy rzeczowi!”
Pytania, które może postawić sobie racjonalizator:
- Na jakiej podstawie rozpoznaję rzeczywistość?
- Jakie uczucia wywołują u mnie strach?
- Z jakimi uczuciami jest mi dobrze?
- W jaki sposób mogę postrzegać moje uczucia i nie być na nie zdanym?
- W jaki sposób moje uczucia mogą wspierać mnie w codzienności?
Racjonaliści, jeśli tylko potrafią dostrzec swoje uczucia, mają wiele wspaniałych zasobów. Potrafią jasno myśleć, przejrzyście formułować i najczęściej również dokonywać strukturyzacji. Nierzadko są talentami organizacyjnymi. Ponadto posiadają cenną umiejętność zachowywania zimnej krwi nawet wówczas, gdy trudno opanować emocje.
3. Uspakajanie.
Osoby uspokajające robią dokładnie coś przeciwnego w stosunku do osób obwiniających: za wszelką cenę starają się unikać konfliktów. Spory wydają się im czymś tak niebezpiecznym, że są nawet w stanie kłamać, aby tylko wykonać unik. Mówią to, co inni chcieliby usłyszeć i nigdy nie przedstawiają swojej opinii. Wszystko negatywne tłamszą w sobie lub „zamiatają pod dywan”. „Uspokajacze” dostrzegają tylko innych. Często sami nie posiadają żadnego zróżnicowanego poczucia siebie samego. Uspokajacze niczego nie rozwiązują, a jedynie odsuwają w czasie to, co nieprzyjemne. I tak konflikt rozwija się podobnie jak proces psucia zęba.
W jaki sposób człowiek staje się chronicznym uspokajaczem? Możliwe, że uspokajacze to osoby, które jako dzieci miały okazję doświadczyć, jak konfliktom stawiano czoła za pomocą przemocy fizycznej lub słownej. Taki wzorzec zachowania często odnajdujemy w rodzinach z osobami uzależnionymi. Dzieci robią wszystko, aby uspokoić pijanego ojca lub pijaną matkę, ponieważ wiedzą, że nieodpowiednie słowo wywoła wybuch. Osoby takie mogą także pochodzić z rodzin w których dzieci były karane, gdy próbowały się za sobą wstawiać. Nauczyły się, że mówiąc to, co inni chcieli usłyszeć, osiągały o wiele więcej, a poza tym mogły podtrzymać dobrą atmosferę. Możliwe także, że jedno z rodziców było typem uspokajacza, osiągającego spokój właśnie tylko przez łagodzenie. W każdym z tych przypadków dziecko nauczyło się, że spory nie przynoszą korzyści.
Zdania chętnie używane przez uspokajaczy w czasie konfliktów to:
- „Wcale nie jest tak źle!”
- „Jutro świat będzie wyglądał inaczej”.
- „Nie bierz tego tak poważnie!”
- „Ja się nie liczę!”
Pytania, które mogą sobie zadawać uspokajacze:
- Jak się czuję, gdy łagodzę sytuację?
- Co robię z moimi agresjami?
- W jaki sposób siebie postrzegam?
- Kim jestem?
- Gdzie są moje granice?
Byli uspokajacze są wrażliwi i empatyczni. Jeśli nauczyli się dostrzegać, traktować się poważnie i jeśli to konieczne wyznaczać granice, mogą z pożytkiem wykorzystać te umiejętności dla siebie i innych. Są lubianymi partnerami w rozmowie, ponieważ uważnie słuchają i potrafią wczuwać się w innych. Udaje im się łagodzić konflikty poprzez dbanie o konstruktywny klimat, który sprzyja znajdywaniu rozwiązań.
4. Odwracanie uwagi.
Konfliktów unikają również osoby odwracające uwagę. One nie uspokajają, ale po prostu zmieniają temat, np. podczas rozmowy, która wprawia w zakłopotanie, ktoś mówi „ładną mamy dzisiaj pogodę”. W przypadku par, kiedy rozmowa zaczyna dotyczyć niebezpiecznego tematu, z rękawa jak na zawołanie wyciągane są np. nowe historie – „Właśnie sobie przypomniałem, że Twoja matka bardzo mnie zraniła, gdy….”. W ten sposób stworzony zostaje dystans bezpieczeństwa w stosunku do konfliktu właściwego.
Osoby skłonne do odwracania uwagi, podobnie jak uspokajacze, pochodzą z rodzin, w których wdając się w spór, można było jedynie stracić. Są jednak bardziej aktywne, ponieważ ingerują w przebieg akcji i mają wpływ na jej kształt. Wprowadzając nowy, bezpieczny temat, nie tylko unikają konfliktu, ale również nakierowują rozmowę na przyjazne dla nich tory. Świadome odwracanie uwagi jest manipulacją. Na co dzień możemy to obserwować w świecie polityki.
Osoby odwracające uwagę w czasie rozmów chętnie używają zwrotów tj.:
- „Właśnie przypomniałem sobie …”
- „A tak na marginesie, czy już Ci mówiłem …”
- „Co to ja chciałem Ci jeszcze powiedzieć …”
Pytania, które może sobie zadać osoba odwracająca uwagę:
- Jak się czuję, zmieniając temat?
- Co mnie powstrzymuje od powiedzenia mojemu partnerowi, jak się naprawdę czuję?
- Dlaczego działam w sposób ukryty?
Osoby, które miały kiedyś w zwyczaju odwracać uwagę, a zrezygnowały z manipulacji, są bardzo elastyczne. Są zręcznymi negocjatorami i zdolnymi dyplomatami. Ponieważ wiedzą, w jaki sposób rozluźniać napięcia, są w stanie pokierować destrukcyjne i agresywne konflikty w spokojniejszą stronę, co w efekcie może prowadzić do znalezienia rozwiązania.
Podsumowując, komunikacja międzyludzka jest bardzo złożonym procesem i nic dziwnego, że w przypadku procesu o tak silnym ładunku emocjonalnym jak kłótnia coś może się nie udać. Natomiast różnica między kłótniami „prawidłowymi” i „nieprawidłowymi” polega na tym, że w przypadku tych pierwszych unika się zranienia drugiej strony i osiąga się konstruktywne rezultaty.
Opracowanie własne na podstawie: CH. i A. Sautter „Gdy opadną maski” Terapia związków.